czwartek, 6 marca 2008

Warszawa-Split

Sam dojazd - nie wiem czy jest o czym pisać, ale zawsze można. Nawet nie chodzi o to, że wolałbym tę odległość pokonać kilkakrotnie szybciej samolotem, bo wolałbym. Ale to w końcu wakacje, a nie wyjazd w interesach.
Autokar - był dobry, wygodny, w miarę tani, poza tym pilotka miła, zapamiętałem sobie jak gdzieś mniej więcej w środku nocy chodziła po autokarze i rozdawała bilety powrotne, wypowiedziała do mnie takie zdanie:
- Pan wraca za tydzień? ...a nie za dwa. Zdaje się, że to akurat ja wtedy będę. Tutaj jest zapisany numer telefonu, w razie czego proszę dzwonić.
Staram się odtworzyć powyższe zdanie, gdyż pod koniec mojej podróży okaże się ono znamienne, zwłaszcza to "w razie czego" i numer telefonu okaże się przydatny. Ale o tym później.

Ogólnie mówiąc taka prawie trzydziestogodzinna samotna podróż nie należy do przyjemnych rozrywek (Sebastian był wcześniej w Chorwacji na workcampie). Pasażerom serwowano filmy, można było skorzystać z baru: kawa, herbata, czekolada, piwo.
Obok mnie siedziała grupa pasażerów, zdaje się żeglarzy amatorów, ich sternik siedział gdzieś na samym końcu autokaru, w każdym bądź razie nie panował nad załogą. Całe towarzystwo głównie raczyło się trunkami procentowymi zapijając w ten sposób ciągnącą się podróż i niemożność zaśnięcia. Z tego co pamiętam to mieli jakieś lokalne wyroby spirytusowe, nie wnikałem, ale dochodził do mnie ich zapach, westchnienia, że dobre, prośby o jeszcze jedno rozdanie. Wspomniane towarzystwo wzajemnej adoracji w pewnym momencie zaczęło pisać nawet dziennik pokładowy, przydzielając sobie określone funkcje i zadania, m.in. zaopatrzenie, jedna z uczestniczek rejsu położyła się pomiędzy siedzeniami, innej zaczęło wszystko przeszkadzać, duszno, przesiadali się bez końca itd. W pewnym momencie się nawet mną zainteresowała, jak to tak, że ja śpię, a ona nie może i to w momencie kiedy de facto starałem się zasnąć. Żeby było jeszcze śmieszniej przede mną siedziała z kolei rodzina z małym dzieckiem, któremu udało się zasnąć, także matka zaczęła uspokajać żeglarzy strasząc, że jak się zbudzi chłopiec, to oni na pewno nie zasną, dając im w każdym bądź razie szansę na sen...jak się zamkną! Chwilę później jeden z majtków najgorzej znoszących ten rejs po europejskich autostradach udał się po piwo do pilotki. Wracając na swoje miejsce, zadowolony jak nigdy, gdyż kupił chyba najdroższe piwo w swoim życiu, lekko chwiejąc się na nogach przywalił głową w wysuwany ekran na którym wyświetlane były filmy. Ale chyba był na tyle znieczulony, że nie wiedział co się stało. Chłopak siedzący obok mnie otrzymawszy puszkę ze złocistym trunkiem wyjął pęto kiełbasy i bułkę paryską, zaczął się obżerać w środku nocy, przynajmniej konkretnie. Załoga jachtu jeszcze długo dawała do wiwatu, w końcu włączyłem odtwarzacz MP3 i zasnąłem przy dźwiękach muzyki nie przypominającej szumu fal.

Obudziłem się już w Chorwacji...ale to nie koniec trasy Warszawa-Split!

Brak komentarzy: