piątek, 21 marca 2008

W oczekiwaniu na powrót do Mostaru

Przed powrotem do Mostaru zostało nam jeszcze trochę czasu, aby obejrzeć współczesny Blagaj.
Jest to miasteczko usytuowane wzdłuż drogi, niedaleko zjazdu do Domu Derwiszów i źródła Buny mieszczą się tam kawiarnie, sklepy, piekarnia rozsiewająca zapachy po okolicy i Izba Pamięci ludzi pochodzących stamtąd, którzy stracili życie podczas konfliktów w Bośni w połowie lat dziewięćdziesiątych.

Mieści się ona w zwykłym parterowym lokalu użytkowym, niestety była zamknięta. W środku gabloty kto w którym roku zginął, czasem zdjęcia z nazwiskiem, często same nazwiska. Oprócz tego sztandary i manekiny ubrane w polowe mundury. Patriotyzm w wymiarze militarnym.

Mając trochę czasu do przyjazdu autobusu poszliśmy z Sebastianem w stronę mostu. No właśnie ma on swoją nazwę, ale nie przypomnę jej sobie (nazwisko na literę k.). W każdym bądź razie to zabytkowa przeprawa o której większość przewodników nawet nie wspomina, podobnie jak i o ruinach meczetu znajdującego się w okolicach tegoż mostu. Że są to zabytki dowiedzieliśmy się dzięki uprzejmości Unii Europejskiej, która wspiera BiH w jakże interesujący sposób, mianowicie instaluje m.in. plastikowe, ohydne tablice na zabytkowych obiektach. Kwestii pomocy planuję poświęcić cały post w przyszłości, więc się nie będę rozpisywał, ale jeszcze wspomnę, że posiedzieliśmy sobie z Sebastianem na ławce też ufundowanej przez UE i jak zwykle czas szybko zleciał, bo zawsze coś znajdzie się do konwersacji, czy do obśmiania, choćby te nieszczęsne, niewygodne ławki.
W Blagaju można obejrzeć także ruiny XV-wiecznego zamku Stjepan Grad, który
góruje nad miastem. Zadowolił nas pobieżny widok z dołu.

Po 19 przyjechał żółty autobus, widać było, że ludzie w domach mają rozkłady jazdy, bo wylegli na ulicę tuż przed odjazdem. Nie lepiej byłoby to zawiesić na przystanku? My wcześniej cierpliwie musieliśmy wesprzeć swoimi ciałami witrynę sklepową, przy której odbyłem rozmowę z Warszawą - to musiała być punkt 19, także "yellow bus" był chwilę później.

Wracając do Mostaru z ciekawością obejrzałem tamtejsze lotnisko. Małe, ale na tamte warunki widać wystarczające, w niedzielny wieczór ruch zerowy.

Tak minął pierwszy, całkowicie udany dzień w Bośni, w zasadzie w Hercegowinie.