poniedziałek, 17 marca 2008

Blagaj - sposób na mostarską nudę

Siedzieliśmy w amfiteatrze u podnóża Starego Mostu obserwując płynącą Neretwę o kolorze "nie do opisania". Zegarek wskazywał jakąś wczesną godzinę popołudniową, a nam poniekąd doskwierała nuda. Gdzie iść i co robić? To pytanie sobie zadawałem w duchu. Odpowiadałem, również w duchu, że najgłupsza rzecz z możliwych to bezczynne siedzenie i obserwowanie jak kolejny skoczek zaraz wyląduje w rzece. Tym bardziej, że nie czułem wtedy zupełnie zmęczenia, chęci były tylko brakowało pomysłu.

Właśnie w tym momencie Sebastian przewertował przewodnik i wyczytał, że niedaleko Mostaru jest miejscowość o nazwie Blagaj, w której znajduje się źródło rzeki Buna, później już na miejscu, dowiedziałem się także o Domu Derwiszów. Jak postanowiliśmy, tak zrobiliśmy.

Nie pamiętam po co dokładnie, ale wróciliśmy na chwilę do naszego mieszkania. Polaków, którzy nocowali z nami w jednym pokoju już nie było. Pamiętam, że mieli bardziej niesprecyzowane plany - może Kotor, może Medjugorje, może coś tam jeszcze. Tylko mapy nie mieli. Właścicielka mieszkania zmieniała po nich pościel. Sebastian wypytał ją jak to jest z dojazdem do Blagaja. Udzieliła informacji na tyle ile mogła, tzn. skąd odjeżdża autobus i jaki, ile kosztują bilety, no i mniej więcej określiła godzinę odjazdu.

Poszliśmy na przystanek, rozkładu oczywiście nie było - przyznam, że wtedy mnie to jeszcze dziwiło, poczekaliśmy jakiś czas, wystarczający, aby odechciało nam się podróży do Blagaja, jednak perspektywa spędzenia dalszej części popołudnia w Mostarze była dla nas nie do wytrzymania. W końcu około 16 w dali pojawił się autobus. Żółty Man. Dlaczego żółty? To proste - zakupiony w ramach pomocy dla BiHu przez Japończyków. Swoją drogą nie postarali się - przydałaby się klimatyzacja. Grunt, że przyjechał i dowiózł nas do celu. Jak wysiadaliśmy pojawiła się obawa o powrót...

Brak komentarzy: