środa, 23 kwietnia 2008

Sacro City

Długo zastanawiałem się co napisać o Medjugorie, żeby było ciekawie i żeby nikogo nie urazić. I donoszę od razu, że tak się nie da. W Medjugorie jest ogólny przerost formy nad treścią, za dużo figurek Matki Boskiej, ogrom cudów i zdecydowany nadmiar plastiku.

Ciężko wyobrazić sobie tę miejscowość bez Kościoła pw. św. Jakuba i bez tych wszystkich cudów, z którymi spotkać się można na każdym kroku, a które nie znajdują potwierdzenia płynącego z Watykanu. Tak na marginesie nie jest ono nikomu do niczego potrzebne, ale ubrałoby cały ten biznes w czystsze szaty.

Nigdy specjalnie nie miałem do czynienia z tego typu miastami, kiedyś byłem w Świętej Lipce, do Częstochowy przez przypadek nie pojechałem. Czy to dobrze? Nie wiem.
Co mi się spodobało w Medjugorie? Atmosfera spokoju, bezpieczeństwa, beztroski i za tym tęsknię. A co się nie podobało? Skomercjalizowanie sfery życia, którą powinniśmy zachować dla siebie. Jak pisałem na początku, razi mnie przesyt.

Ludzie tam żyjący są do dyspozycji pielgrzymów, bez nich tego miasta nie ma. Przypomina to swego rodzaju łańcuch pokarmowy opierający się na dramatycznych zależnościach. Najsmutniejsze jest to, że wiara zyskuje miano producenta, a pielgrzym konsumenta pierwszego rzędu. Ludzie prowadzący interesy w Medjugorie, czyli głównie mieszkańcy, to konsumenci drugiego rzędu. Wiarę i pielgrzymów konsumuje się wszędzie dookoła świątyni, Kościół to wolny grunt, bohater innych zjawisk, przechodzący ewolucję i dostosowujący swoje pole działania do wiernych, inny świat, zamknięty na zewnętrzną rzeczywistość.

Brak komentarzy: