czwartek, 17 kwietnia 2008

Trebinje

Droga z Sarajewa do Trebinje to spory kawałek kraju. Podróż zajęła 6-7 godzin, praktycznie w całości ją przespaliśmy, jedyne co zauważyłem, gdy otwierałem oczy, że autobus coraz bardziej pustoszeje, przy jednoczesnej wymianie pasażerów. Miastem, które pamiętam, że był w nim przystanek to Gacko, koło dworca autobusowego mignął złoty dach jakiejś świątyni, poza tym ulice tętniące życiem stanowiły wyróżnik po pustych bezdrożach kraju.

Dojeżdżając do Trebinje miałem nieodpartą chęć nie wysiadania z autobusu. Wcześniej takie uczucie miałem tylko raz we wczesnym dzieciństwie na jednym z pierwszych wyjazdów kolonijnych. Starałem się je hamować. Wysiedliśmy z autokaru, nikt oczywiście na nas nie czekał, tego się spodziewałem. Zdziwiłbym się, gdyby jednak ktoś czekał. Pierwsze obrazy miasta mnie po prostu rozczarowały, miałem ochotę opuszczenia go jak najszybciej, ale nie zdradzałem się z tą myślą, zapytałem Sebastiana, "co robimy?", po czym on podzielił się ze mną swoimi odczuciami, jakże zbliżonymi do moich.

Co nas tak źle nastawiło do Trebinje? Stosunkowo mała szansa znalezienia noclegu w niskiej cenie, jakieś tam hotele były, ale jak szukać tych tanich? Czy w ogóle są, skoro turystów poza nami tam nie było? W zły nastrój wprowadzał widok dworca autobusowego, rozlatujący się budynek z powybijanymi szybami, wszędzie dookoła walającymi się śmieciami i miejscem po ognisku w poczekalni. W dworcowej informacji siedział sobie starszy człowiek, chyba hobbysta i dzielił się z ludźmi swoją wiedzą na temat odjazdów i przyjazdów autobusów. Bardzo dobrze, że był ktoś taki, jego pamięć zastępowała rozkład jazdy. Równo o godzinie 14 zniknął, tak samo jak dworcowa bufetowa zwinęła interes.

Postanowiliśmy coś zjeść i ruszać dalej. Po sarajewskich burkach, ten z Trebinje nie czarował smakiem. Miał inną formę, był zawijany od środka niczym ślimak, zwykła buła wypchana mięsem, ciasto nie te. Świadectwem, że to miasto w ogóle żyje, był zapchany autobus komunikacji miejskiej który przejeżdżał koło dworca, pod naporem ludzi jechał z otwartymi drzwiami. Bardziej to przypominało przepełnione koleje w Indiach, niż europejski środek transportu.

W drogę!

Brak komentarzy: