środa, 2 kwietnia 2008

Sebijl

Sebijl to według internetowych źródeł studnia znajdująca się na głównym placu Baščaršiji, czyli czegoś co do tej pory nazywałem Starym Miastem. Mi w głowie się nie mieści, że coś co leży na obrzeżu stanowi centrum, ale niech tak będzie. Jest to element najstarszego układu wodociągów w Europie, pochodzi z 1537 roku. Miejsce o tyle zwykłe, co niezwykłe, jedno z najbardziej rozpoznawalnych w Sarajewie, powiedziałbym nawet symbol.

Dookoła znajdują się niewielkie pawilony, może lepiej nazwę je sklepikami, oferujące głównie pamiątki m.in. azjatyckie zabawki z plastiku, dżezwy i inne naczynia, cytaty z Koranu oprawione w ramki i całą masę innych rzeczy na orientalną modłę. Coś o czym zapomniałem wspomnieć przy pisaniu o Mostarze, a co powtarzało się z uporem maniaka w innych miejscach to turystyczny hit tutejszych straganiarzy. Chodzi mi o długopisy w formie nabojów do broni. Za pomysłowość 5 punktów, za poczucie humoru 2,5, za takt 0. Moim zdaniem Sarajewo bardziej powinno stawiać na orientalizm, niż elementy historii najnowszej. One i tak prędzej czy później trafiają do świadomości turysty.

Przy okazji oglądania studni i poruszania się w tamtych okolicach dwukrotnie zaczepiała nas pewna blondynka, zdaje się narkomanka. Jej rozmowa zaczynała się w stylu: Mówisz po angielsku? skąd jesteś? -następnymi słowami to była prośba o 1 KM, Euro, czy wszystko jedno co tam masz. Za drugim razem jakoś szybciej skończyliśmy rozmowę, chyba nas poznała, żeśmy nie kumaci, do tego dusigrosze.

Przyszłym turystom jako alternatywę dla narkomanki polecam mieszczącą się w pobliżu cukiernię usytuowaną na rogu, vis a vis przystanku tramwajowego, narożny lokal tuż przy przejściu dla pieszych. Ciastka cholernie słodkie, ale większość ludzi to uwielbia. Przyznam się tutaj do jednego mojego zboczenia: jestem smakoszem bajaderek. Tak, jedni smakują wina, inni sery, jeszcze inni pasjonują się kuchnią poszczególnych krajów, a ja bajaderkami! Jem je w ogromnych ilościach, nie ma u mnie żadnego święta bez tego "śmieciowego" przysmaku. No i pierwsze co zrobiłem po przekroczeniu progów wyżej wspomnianej cukierni to szukałem bajaderki. Każdy słodki lokal je ma, bo przecież nic się nie może zmarnować. Ten też miał, pod nazwą bombice. Nazwa mnie wcale nie zaszokowała wszak u nas nazywają je bombami, kartofelkami. Małe w kształcie spłaszczonej kuli, smak przeciętny, żadnych powideł w środku, ale nie były też suche. Cukiernię polecam, bo było kilkanaście innych rodzajów ciast.

Brak komentarzy: