środa, 16 kwietnia 2008

Goodbye Sarajevo!

Opuszczając Sarajewo...smutno było.
Spędziliśmy w tym mieście kilka dni, ze cztery, a jakbym w nim żył całe wieki. Powiedzieć, że podobało się to mało powiedziane. Takie było założenie, oczywiście można było zmienić plany, jednak gdzie indziej też coś na nas czekało, kto wie czy nie lepsze? Dylemat podróżnika - opuszcza pewne i spokojne, udaje się w nieznane. Opuszczając Sarajewo, opuszczaliśmy na dobre krąg kultury muzułmańskiej (stąd to zdjęcie), jechaliśmy do serbskiej części.

Był wczesny ranek. Pierwszy raz w Bośni padał deszcz. Pokropił, pokropił i przestał. Śpiące Sarajewo to gratka dla turysty, szkoda że doszedłem do tego opuszczając to miasto. Musieliśmy staszczyć ciężkie plecaki na dół, wsiąść do trolejbusu, pojechać do serbskiej części miasta, bo tylko stamtąd odjeżdżają autobusy do serbskiej części BiHu, jak i do Serbii. Kolejny powojenny absurd. Niewiele pamiętam widoków zza okna, bo spać mi się chciało, ale jechaliśmy przez dzielnicę ostrzeliwanych bloków, na które "naszywa się łaty".

Przy dworcu postój taksówek - takiego skansenu to jeszcze nie widziałem. W Republice Serbskiej właśnie to rzuca się w oczy. Bieda, niedofinansowanie. Serbowie zostali pozostawieni sami sobie, to taka kara za trzymanie z Rosją, pomoc poszła dla Federacji Bośni i Hercegowiny. Na niewielkiej hali dworca jeszcze pusto, autobusy będą odjeżdżały za jakiś czas. Do Trebinje jeden odjeżdżał wcześnie rano, następny około południa. W kasie wściekła kasjerka, chyba całą noc tam spędziła, ale zniżki studenckie daje, więc chwała jej za to. W tym samym czasie co nasz autobus odjeżdżał także drugi do Belgradu.

Jeden z oczekujących wdał się w krótką rozmowę z Sebastianem. Z tego co zrozumiałem, a Sebastian to potwierdził pytał nas co my za jedni, mając nas jednocześnie jak się wyraził za "ruskich sportsmenów". Zastanawiałem się skąd mu to się wzięło, że "ruskich" - bo nas podsłuchiwał, a tych sportowców to sobie ubzdurał, może ubrania, chociaż dresów nie posiadaliśmy, może to efekt wspinaczki z poprzedniego dnia w Visoko uczyniła z nas takich sportowców. Cóż. Oczywiście Sebastian uświadomił, że my som z Poljski i że jesteśmy zwykłymi turystami.

Niebawem odjeżdżaliśmy, autobus był zdezelowany, przednia szyba pęknięta, siedzenia rozlatujące się, a trasa przed nami długa. Nic tylko iść spać.

- Goodbye Sarajevo... - smutno wzdychając, przecierając śpiące oczy z nadzieją powrotu - tak bym to zagrał w filmie.

Brak komentarzy: