niedziela, 20 kwietnia 2008

Medjugorie

Zanim dojechaliśmy do Medjugorie, spędziliśmy na dworcu autobusowym w Čapljinie ze dwie godziny. Ułożyłem sobie nawet powiedzenie: wszystkie drogi prowadzą do Čapljiny i coś w tym jest. Z przymusu odwiedzaliśmy to miejsce kilkakrotnie, ale przygody z nim związane napisze innym razem.

Po godzinie 20 z Čapljiny startował autobus do Zagrzebia. Aż żal było go opuszczać, ładny, nowy, czysty, klimatyzowany. My jechaliśmy nim tylko około 20 km do Medjugorie, tak krótka trasa, że kierowca nawet za bagaż kasy nie wziął. W tym dniu już sporo wydaliśmy na przejazdy, także dobre i te zaoszczędzone 2 KM.

Jak dojechaliśmy do Medjugorie robiło się ciemno. Znowu pojawiła się obawa o znalezienie noclegu. Poszliśmy pod pierwszy adres vis a vis poczty i przystanku autobusowego, właściciel wyśpiewał 20 Euro. Widać, że jeszcze do końca domu nie postawił, także kasa mu potrzebna. Ale nie wiedział z kim ma do czynienia, także daliśmy sobie spokój, później poszliśmy do Domu Polskiego Pielgrzyma, temu poświęcony będzie kolejny wpis. Tam także nic. Następnie poszliśmy na camping, ale tam infrastruktura była przygotowana pod campery, także nici z tego. Poza tym nie zasnąłbym przy rozwrzeszczanych Włochach, to oni głównie podróżują w ten sposób. I znowu uznaliśmy za bezcelowe łażenie we dwójkę z ciężkimi plecakami, więc Sebastian wziął sprawy w swoje ręce. Jakiś czas później, było po 22, przyszedł i oświadczył, że znalazł, tylko nie był jakoś tego pewny. Argumentem, który przekonał kobietę udostępniającą nam pokój była chęć pozostania przez nas u niej co najmniej na cztery noce. 10 euro za noc, wszystko co potrzebne było, na kilka pokoi byliśmy jedynymi lokatorami, także nie musieliśmy się z nikim dzielić ciepłą wodą i ogólnie łazienką. Czego nam więcej było trzeba? Chyba tylko spokojnego snu. Zmęczenie wywołane podróżą z Sarajewa do Medjugorie przez Trebinje i Čapljine dawało się we znaki.

Brak komentarzy: