czwartek, 10 kwietnia 2008

Mecz i ślub

W całym Sarajewie czuć pośpiech i wyczekiwanie,wcześniej niż zwykle zamykane są sklepy. Ludzie zmierzają w jednym kierunku - na stadion, mecz dzisiaj! Na szyjach szaliki, założone sportowe koszulki, wielkie trąby w rękach i głośne okrzyki. Kto nie ma auta próbuje złapać taksówkę, ale z tym może być problem. Taksówkarz też człowiek i zna swoje priorytety. Na to wychodzi, że piłka ważniejsza od biznesu.

W dniu meczu akurat zwiedzaliśmy okolice jednego z większych i piękniejszych meczetów (o tym innym razem), a także targowisko Markale. Wszędzie pustki, nieliczni turyści, czyli my jakby nie z tego świata.

Kto z kim grał nie pamiętam, za to okrzyki i klaksony cieszących się kibiców słychać było do późnych godzin nocnych. No i jeszcze jedno. Znajoma buregdžinica właśnie zamknęła swe podwoje, gdy do niej dotarliśmy. Całe szczęście, że jest jeszcze całodobowa pekara, bo jak to tak iść spać bez obiadokolacji?

Innym niecodziennym wydarzeniem, którego byliśmy świadkami w Sarajewie był muzułmański ślub. Kolumna aut nowożeńców i ich gości wyruszała akurat z okolic ratusza i Inat Kući. Cały świat musi wiedzieć cóż to za szczęśliwy dzień. Dlatego klaksony nie milkną, dlatego zielone flagi z gwiazdą i półksiężycem powiewają.

Sto lat młodej parze!

Brak komentarzy: